Pobudka, tradycyjna kawka z ciastkiem i w miasto. Dzisiaj mamy z Anią do zrobienia małe zakupy „sportowe” – ja zgubiłem (prawdopodobnie zostawiłem na leżaku w Alghero) moje okulary pływackie, Ania potrzebuje płetw, żeby śmielej wchodzić do wody na głębokościach rzędu 30-70 metrów. Z wczorajszego spaceru zapamiętałem jakiś sklep wodniacki w centrum i do niego się kierujemy, ale po drodze napotykamy inny sklep wodniacki – jest w nim kupa sprzętu wędkarskiego, rybackiego, żeglarskiego i do nurkowania. Płetwy mają, nawet w rozsądnej jak na Italię cenie kilkunastu Euro, ale okularów pływackich nie ma, więc idziemy dalej i wreszcie w sklepie na starówce znajduję okularki za 20 Euro – czyli w sumie cena zbliżona do naszych. Okulary okazały się zresztą świetnym zakupem – to moje pierwsze (a miałem już z 5 par) okulary pływackie, które mi nie spadają i nie puszczają wody przy skokach na główkę, nawet z wysokości pokładu jachtu:). Jeszcze tylko w drodze powrotnej zakupy spożywczo-alkoholowe i na łajbę…
Po 12:00 z skucesem odchodzę od kei i wyprowadzam jacht z mariny. W międzyczasie wachta dyżurna robi śniadanie, które tradycyjnie zjadamy ok.13:00 na wodzie. Po śniadaniu stawiamy żagle, gasimy katarynę i żeglujemy już do końca dnia na żaglach z całkiem rozsądnymi prędkościami rzędu 3,5 – 4,5 Kn. Oczywiście po drodze tradycyjne kąpiele w wodzie z wykorzystaniem ciągniętych za jachtem cum. Po południu bierzemy kurs na zatoczkę w pobliży przylądka Capo Manu, gdzie planujemy spędzić dzisiejszą noc. Dzisiaj kukiem jest Bartek i serwuje nam spaghetti, podczas gdy on je szykuje my do znudzenia pławimy się w płytkiej (3-4m), czystej i ciepłej wodzie zatoki. Nawet ciekawe dno jest miejscami, jest trochę rybek, wodorostów, jeżowców. Jurek po raz pierwszy w życiu ma okazję spróbować snorklingu czyli pływania z maską i fajką i podglądania dna morze i w efekcie siedzi w wodzie ciągiem…1,5h!
Po obiadokolacji zapał do zrobienia wycieczki na brzeg opada i ostatecznie pontonem na brzeg płyną tylko Bartek (no jakże by inaczej) i Magda z Adamem. Nasza czwórka relaksuje się na jachcie popijając winko i oglądając cudny zachód słońca. Po czasie okazało się, że nasz wybór był lepszy – na lądzie jak u Kononowicza – nie było niczego, od dziura po prostu dziura. Wieczór już w komplecie upływa nam jak zwykle na chilloucie i podziwianiu gwiazd na niebie.