Sobota mija nam na żegludze na przemian na żaglach i silniku, kąpielach, opalaniu i leżeniu bykiem…
Na wieczór stajemy na kotwicy w przepięknej zatoczce obok Portixeddu. Po obiedzie podróż „na raty” pontonem na brzeg, Adam z Jurkiem zostają na jachcie. Spacerujemy po ślicznym miasteczku i okolicznych skałach, podziwiamy świetną panoramę zatoki ze szczytu wzgórza, znajdujemy „dom z widokiem za milion dolarów”, wreszcie spijamy Ichnusę w barze przy plaży. Po zapadnięciu nocy postanawiamy wracać na jacht – najpierw płyną Bartek, Magda i Przemek i w połowie drogi do jachtu… kończy im się paliwo w silniku, resztę drogi pokonują na pagajach. Mamy z Anią jeszcze dobry kwadrans dla siebie na pustej plaży…:) Po 15-20 minutach słyszymy silnik pontonu i „światło nawigacyjne” w postaci świecącego wyświetlacza w Przemka telefonie. Swoim telefonem wskazuję mu miejsce lądowania i po chwili dobija do brzegu koło nas. Przy odejściu od plaży fala przyboju niemal nas wywraca, ale wreszcie doklejamy się od brzegu i już bez przygód dopływamy na jacht. A tam wiadomo – winko, chillout w głośnikach, gwiazdy…:)