Geoblog.pl    MaG    Podróże    Sardynia na żaglach    O prezesie, tuńczykach i Carloforte...
Zwiń mapę
2010
18
lip

O prezesie, tuńczykach i Carloforte...

 
Włochy
Włochy, Carloforte
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1802 km
 
Noc mija… niespokojnie, rano wita nas silny wiatr i nieprzyjemna fala tłukąca jachtem już od północy. Załoga jest z tego powodu lekko niewyspana, apetytu też jakoś brak. Wychodzimy z mariny i zjadamy wyjątkowo wczesne śniadanie, potem szybko żagle w górę. Wieje 5B i rośnie! Fale wbudowują się coraz wyższe, jachtem kiwa jak porządną huśtawką a załogę ogarnia coraz większa senność. Po dwch godzinach takiej żeglugi mamy na pokładzie „prezesa” czyli pierwszego co oddał śniadanie Neptunowi. Zaszczytny tytuł przypadł Barkowi, później już w marinie zgodnie z tradycją dostał od kapitana czekoladę…:)
Tymczasem wiaterek już sięga 7-8B, fala jest wysoka i stroma (głębokości są rzędu kilkunastu metrów, miejscami są wypłycenia na kilka metrów), ale słońce świeci i jest piękna pogoda żeglarska. Z senności spowodowanej pierwszą fazą choroby morskiej wyrywają nas kilka delfinów skaczących nam przez 10 minut przed dziobem i ścigających się z jachtem. Fantastyczne zwierzęta – ich spotkanie na żywo zawsze wyzwala w ludziach mnóstwo pozytywnych emocji. Po kilku godzinach lekko sztormowej żeglugi wpływamy do portu Carloforte na wyspie San Pietro. Znajdujemy marinę z wypasionym barem na kei, ale wieczór i tak spędzamy w mieście. Carloforte okazuje się najfajniejszym miasteczkiem na rejsie – niby nieduże, ale ruchliwe do późnych godzin nocnych za sprawą promów pasażerskich pływających stąd na „stałą” Sardynię i z powrotem. Ładna starówka, duża ilość lodziarni, kafejek, pizzerii i trattorii oraz położenie „piętrowe” na zboczu góry dają świetną atmosferę. Nabieramy ochotę na jakieś owoce morze i znajdujemy świetną restaurację rybną na dachu kamieniczki w górnej części miasta – z tarasu na którym mamy stolik jest widok na dachy miejskich zabudować oraz na zatokę. Wyspa San Pietro jak i cała Sardynie słynie z połowu… nie, nie Sardynek, takich tu nikt nie zna. Najpopularniejszą rybą poławianą na tutejszych wodach jest tuńczyk, na San Pietro organizowane jest nawet raz w roku „święto tuńczyka”, które e facto jest ogromną rzezią tych ryb na plaży po zapędzeniu ich specjalnymi „sieciami” z morza. Podobno zatoka jest wtedy czerwona. Podobne zwyczaje są kultywowane np. na Sycylii.
Zamawiamy różne potrawy z tuńczyka – stek, stek w potrawce, podbrzusze itp., do tego wino, wodę itp. Dania są doskonałe, ale… mikroskopijne jak na nasze apetyty. Od razu widać, że jest to typowa knajpka dla lokalesów, którzy zasiadając do stołu zamawiają po kolei antipasti, pimi piatti, secondo piatii itp. W lokalach nastawionych na turystów zwykle „premii piatti” (makarony, pizze itp.) i „secondo piatti” (dania mięsne lub rybne) są samodzielnymi daniami, którymi można się najeść. Płacimy słony rachunek za tą ekskluzywną kolację i włóczymy się jeszcze ze 2 godziny po miasteczku, zachodząc na jakieś drinki i kawkę do baru na deptaku. Wracamy na jacht już po północy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
MaG
Marcin Gałązkiewicz
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 68 wpisów68 5 komentarzy5 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.09.2011 - 18.09.2011
 
 
09.09.2010 - 19.09.2010
 
 
07.07.2010 - 25.07.2010