Geoblog.pl    MaG    Podróże    Maroko 2009    Wąwóz Dades
Zwiń mapę
2009
29
wrz

Wąwóz Dades

 
Maroko
Maroko, Ouarzazate
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3974 km
 
Na 9:00 mamy zamówione specjalnie dla nas śniadanie, na które przychodzimy bez większego spóźnienia. Znowu jak z wczorajszym obiadem – wszystko świeże, kupione specjalnie dla nas. Po śniadaniu tradycyjny Tetris z bagażami i ruszamy N10 w kierunku Boumalne de Dades. Po 30 km wjeżdżamy w drugi ze słynnych wąwozów w Atlasie Wysokim – GEORGES DE DADES. Wąwóz jest znacznie dłuższy i szerszy od zwiedzanego wczoraj GEORGED DU TODRA, jest też bardziej zróżnicowany. Po analizie odległości na mapie wiemy już, że nie damy rady go przejechać do końca, ale planujemy dojechać jak najdalej i wrócić się w takim momencie, żebyśmy mieli szansę dojechać do naszego dzisiejszego noclegu czyli Quarzazzate przed zmrokiem.
Na początku wąwóz wygląda podobnie jak Todra z tym, że jest zdecydowanie większy – czerwone góry po bokach, na ich stokach gliniane chatki i kazby, w dole przy rzece Dades zielone gaje palmowe. Po kilkunastu kilometrach ściany wąwozu zbliżają się do nas i stają się niemal pionowe, a dobrej jakości asfaltowa droga zaczyna piąć się serpentynami ostro pod górę. Naszej czwórce (no Gosia tego niestety nie może pamiętać bo wciąż była wtedy „fasolką” wewnątrz Doroty) przypomina słynną Drabinę Trolli w Norwegii, na której byliśmy razem kilka lat temu. Na końcu tej marokańskiej drabiny znajdujemy uroczą kafejkę z tarasem widokowym, z którego można podziwiać dotychczas przejechany fragment wąwozu, meandrującą w dole zielonkawą rzekę, pokonaną dopiero co „drabinę”(ech… w wyobraźni widzę siebie składającego się w zakręty na mojej Suzi…) oraz otaczające nas szczyty. Zamawiamy kawę (wg. dziewczyn jedna z najlepszych na całym urlopie) i whisky Berber (jak zwykle przepyszna) i spędzamy na tarasie dobre 30 minut. W międzyczasie opuszczają go „cudowne dzieci dwóch pedałów” (nie, nie będzie o Holandii czy Belgii) – pięciu mocno dojrzałych mężczyzn na rowerach górskich. Po krótkiej wymianie zdań, że dopiero co podjechali tą samą drabiną do góry! Gały nam na wierzch wywaliło, jak nie przymierzając Wawelskiemu gdy wciągnął lipną owcę w wersji „hot” podstawioną mu przez Dratewkę – osobiście nie chciałbym nawet pieszo pokonywać tych serpentyn a co dopiero rowerem… Po chwili widzimy ich zjeżdżających w dół i wyprzedzających wlokące się na hamulcach samochody. Tuż obok kafejki jakiś Berber ma rozłożony stragan z dobrem wszelakim, co oczywiście wykorzystały nasze kobiety z zakupiły kolejną porcję błyskotek.
Wreszcie ruszamy dalej. Teraz po pokonaniu swoistego „przełomu” wąwóz zmienia charakter – znowu się rozszerza, ale otaczające nas czerwone góry z charakterystycznymi ściętymi na płasko wierzchołkami oraz wyraźnie zaznaczonymi różnokolorowymi warstwami geologicznymi przypominają do złudzenia Wielki Kanion Kolorado. Droga traci swoją asfaltową szlachetność i jest obecnie szutrowo-kamienista z miejscowymi „przebłyskami” asfaltu od czasu do czasu. Widać, że otaczające nas skały są bardzo kruche i często zasypują drogę niszcząc asfalt. Jedziemy i jedziemy, a widoki coraz ciekawsze. Nikt nie chce wypowiedzieć tego trudnego słowa, ale w końcu około 13:30 rzucam „Wracamy” .
Ponownie pokonujemy te same kilometry, oglądając te same miejsca w zmienionym świetle – słońce pomału opada w dół i światło do zdjęć jest nawet lepsze niż rano. Mijamy kafejkę z tarasem, marokańską Drabinę Troli i wreszcie zatrzymujemy się na obiad w przydrożnym hotelu – do wylotu z wąwozu mamy już tylko kilka kilometrów. Hotel znajduje się dokładnie vis a vis ciekawej formacji skalnej opisywanej w przewodniku jako „wzgórza ludzkich ciał” albo „doliną palców wskazujących” . Według legendy fantazyjne skalne kształty to nic innego jak weselnicy zaklęci w kamienie po tym, gdy panna młoda okazała się być nazbyt rozwiązła. Cóż, z legendami nie wypada się kłócić, ale nam kojarzą się bardziej z hmm… męskimi narządami płciowymi, co też dałoby się jakoś z tą rozwiązłą niewiastą logicznie połączyć.
Obiadu gotowego w hotelu oczywiście nie ma, ale w ciągu pół godziny dostajemy sałatkę marokańską i omlety na ostro. Gospodarz pyta nas czy chcemy też „bruszete” – przekonani, że chodzi mu o popularne we Włoszech przekąski na bazie bagietki zamawiamy 4 porcje. Dopiero po fakcie orientujemy się, że „brushcheta” to marokańska nazwa swoistych szaszłyków mięsnych (w naszym przypadku baranich, ale mogą być z innego mięsiwa) pieczonych na żywym ogniu. Mięso jest trochę żylaste i tłustawe, ale za to dobrze przyprawione, więc wciągamy je z Piotrkiem, kobiety poprzestają na omlecie z sałatką.
Po obiedzie tniemy dalej z niepokojem patrząc na gromadzące się wgłębi wąwozu granatowe chmury. Ok. 16:00 jesteśmy już z powrotem na N10 prowadzącej nas do Quarzazzate – do przejechania pozostaje 120 km. Przed samym Quarzazzate stajemy na chwilę przy przepięknej kazbie – zachodzące słońce barwiące na czerwono jej doskonałe mury gwarantuje świetne zdjęcia typu „tu byłem”. Samo Quarzazzate urzeka nas swoją uporządkowaną architekturą, dużą ilością zieleni i generalnym wrażeniem „europejskości”. Zajeżdżamy od razu do miejskiego supermarketu wskazanego w przewodniku jako najlepsze miejsce do zakupu alkoholu i uzupełniamy nasze zapasy spożywcze.
Z marketu w 5 minut dojeżdżamy do Hotelu IBIS i tutaj nam trochę kopara opadła – hotel z zewnątrz wygląda jak typowa kazba, a wewnątrz ma basen, którego nie powstydziłby się niejeden z „pięciogwiazdkowców”. Oczywiście sam wystrój wewnętrzny – pokoje i korytarze są już standardowe, podobne do innych Ibisów, ale i tak jesteśmy mile zaskoczeni stosunkiem jakości do ceny. Tego dnia sił nam już wystarcza tylko na kolację z winem w hotelowej restauracji i spać…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
MaG
Marcin Gałązkiewicz
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 68 wpisów68 5 komentarzy5 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.09.2011 - 18.09.2011
 
 
09.09.2010 - 19.09.2010
 
 
07.07.2010 - 25.07.2010