Geoblog.pl    MaG    Podróże    Maroko 2009    Chillout w Essawirze
Zwiń mapę
2009
03
paź

Chillout w Essawirze

 
Maroko
Maroko, Essaouira
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4250 km
 
Pobudka jest ciężka, znak że wczoraj było trochę za dużo „tej rudej na myszach”. Śniadanie niestety nie zaskakuje niczym ciekawym – wszystko na słodko! Oddałbym się za dwie parówki i łyżkę jajecznicy!! Coś jeść trzeba więc wciągamy croissanty z dżemem (ja strajkuję i jem z samym masłem posypując solą i pieprzem…), popijamy marną kawą i … na plażę.
Plaża jest z gatunku rajskich – szeroka, piaszczysta, ze skupiskami leżaków i parasoli, pusta… Roztacza się z niej widok na zatokę oraz widniejące nie daleko w sumie Wyspy Purpurowe – z żyjących na nich mięczaków pozyskiwano w czasach dawnego rozkwitu Mogadoru barwnik, który był główną siłą przetargową tutejszej ludności i pływał stąd aż do Zatoki Perskiej. Na największej z nich ILE DE MOGADOR znajdują się pozostałości fortu, meczetu i budynku więziennego. Obecnie wyspy są nie zamieszkałe(poza strażnikiem) i utworzono na nich rezerwat przyrody, ale pięknie się komponują z linią horyzontu. Na plaży tłumy młodszych i starszych Marokańczyków grają w piłkę kopaną - to chyba ICH sport narodowy a nie nasz, bo u nas na plaży młodzież głównie je lody i pije colę, piłki za bardzo nie uświadczysz.
Przychodzą tutaj też całe rodziny Marokańczyków – wygląda to mniej więcej tak: ON – przystojny (?), opalony, wysportowany, siedzi bez koszuli, czasami nawet w kąpielówkach czy innych szortach, od czasu do czasu pójdzie do wody, przepłynie się i wróci; ONE – dzieci, w byle czym taplają się w wodzie, grzebią w piasku – no jak to dzieci na plaży; ONA – siedzi zawinięta od stóp do głów w dżalabę, w butach, spodniach pod dżalabą i pewnie jeszcze wełnianych majtach…. Dramat.
Ale widać też trochę nowoczesnej młodzieży – wylansowanej w europejskich ciuchach, od czasu do czasu nawet jakaś piękność w kostiumie się pojawi… Ale generalnie polecam zabrać książkę – na miłe podziwianie plażowego „krajobrazu” jak w Polsce czy nad Śródziemnym bym nie liczył… Czyli nuda…
My się byczymy na wynajętych leżakach z parasolami, popijamy zimne marokańskie piwko kupowane w barze przy plaży i się relaksujemy. Ciekawa rzecz – chłopak wynajmujący nam leżaki był bardzo ciekaw jak nam smakuje marokańskie piwo: czy dobre? czy takie jak w Europie? Mówimy, że świetne i czy jemu smakuje, ale okazuje się, że on nie pije alkoholu, tak tylko pyta z ciekawości. Ten muzułmański Bóg strasznie okrutny jakiś – na takiej plaży, na takim słońcu i bez zimnego piwa?? Jak tak wygląda ICH Świat to jak wygląda ICH piekło? 
Oczywiście największą frajdę z plaży, piasku i oceanu ma Małgosia – nareszcie nikt jej nie „więzi” w ciasnej metalowo-szklanej puszce i może się wyszaleć.
Słońce przez pierzynkę z białawych chmurek przygrzewa aż miło, wiaterek od oceanu przyjemnie chłodzi, piwko płynie zimną strużką przez gardło, no pięknie jest kurna chata. Wytrzymujemy w tym „raju” jakieś 4 godziny, po czym atakujemy bar przy plaży – najwyższy czas coś zjeść. Zamawiamy owoce morza i… jakoś nas nie dziwi, że znowu są świetne. Do tego tradycyjnie już „la wino”. Po obiadokolacji wracamy pomalutku do hotelu, robimy przebiórkę i po krótkiej przechadzce po medinie siadamy w eleganckiej Sahara Cafe przy głównym deptaku na dobrej kawie i deserach oraz - ech nałóg jest okropny – dwóch butelkach wina. W knajpce akurat rozpoczyna się występ – dwóch lokalnych grajków, jeden z elektryczną gitarą, a drugi z keyboardem, daje wspaniały koncert rockowych klasyków: Simon & Garfunkel, Procol Harum, Sting, Queen itp.
Wieczór kończymy krótką partyjką w kości czy karty w hotelu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
MaG
Marcin Gałązkiewicz
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 68 wpisów68 5 komentarzy5 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.09.2011 - 18.09.2011
 
 
09.09.2010 - 19.09.2010
 
 
07.07.2010 - 25.07.2010