Kolejne dwa dni minęły nam na błogim lenistwie: plażowaniu od gorącym chorwackim słońcem, nurkowaniu w bardzo zimnej o tej porze roku wodzie (na szczęście w piance dawało radę), pływaniu skuterami wodnymi, zwiedzaniu pobliskiego miasteczka Mali Losinj, konsumowaniu lokalnych specjałów kuchni chorwackiej w tym kultowych „lignje na żaru” (kalmary z grila) i słynnych chorwackich „sladoledów”.
Wieczorami pełna integracja 35-osobowej grupy przy lokalnym winku Vranac, olbrzymich butlach chorwackiego piwa „Ożujsko” i „Karlovaćko” (butelki były 2,5 litrowe z napisem „0,5 litra gratis”…), tudzież przywiezionego z Białegostoku „Ducha Puszczy”… Zdjęć z tych zajęć NA SZCZĘŚCIE nie mam, ale zapewniam było pięknie, głośno, rozrywkowo, kolorowo…:)