Geoblog.pl    MaG    Podróże    Moto Chorwacja 2010    Na hajłeju...:)
Zwiń mapę
2010
29
maj

Na hajłeju...:)

 
Polska
Polska, Bielsko-Biała
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1696 km
 
O 4:45 budzi mnie donośny głos jednego z kolegów śpiewającego Niemcom „Bogurodzicę”, która miała być sygnałem do „ataku na wzgórze niemieckich camperów”. Całe życie z wariatami…
Budzę się po 6:00, szybki prysznic, jak wracam to Robert już pakuje swój dobytek. Szybko składamy namiot, upychamy wszystko na motkach i parę minut po 7:00 wyjeżdżamy z campingu. Plan na dzisiaj jest ambitny – dojechać do Bielska-Białej, gdzie mamy zaprzyjaźniona (a dla Roberta to rodzinną) kwaterę. Droga przez wyspy puściutka i przed 8:00 jesteśmy pod promem. Okazuje się, że kasa jest 500m wyżej więc wracamy się po bilety i omijając kolejkę aut wbijamy na prom. O 8:15 parkujemy na promie i idziemy na górę zrobić sobie śniadanie i popijamy doskonałą chorwacką kawką.
Po zjeździe z promu ustawiam GPS-a na trasę „najszybszą” – dzisiaj zapoznamy się ze słoweńskim, austriackimi i słowackimi autostradami. Na początek szybki skok przez Krk (most tym razem za darmo – promocja na weekend?) i obwodnicą Rijeki wpadamy na A7 w kierunku granicy, którą przekraczamy w Rupie. Za granicą autostrada się kończy, a zaczyna się przepiękna droga przez lasy i górki ciągnąca się aż za Postojną. Po drodze tylko jeden postój na fotki z zielonej Słowenii, gdzie zauważamy, że minęło już prawie 4 godziny od wyjazdu, a z zaplanowanych 900 km mamy zrobione dopiero 200 km. Plan z Bielskiem zaczyna się chwiać, ale nie rezygnujemy i ciśniemy dalej.
Za Postojną wpadamy już na autostrady i zaczyna się wyścig z czasem – może nie jest to „Infernal race”, ale 140-150 z budzików nie schodziło. Przed Grazem łapie nas ulewa, co ja piszę potop. Zjeżdżamy na stacji, gdzie jest już ze 30 motocykli i zakładamy kordoniki deszczowe – ja górę ,a Robert tylko dół, ja wierzę w nowe spodnie z membraną, Robert w swoją kurtkę. Ruszamy dalej i po 5 minutach dostajemy kolejnego strzała burzy z małym gradem włącznie. Zjeżdżamy na parking, ja zakładam spodnie deszczówki, Robert już nic nie zakłada i tak jesteśmy mokrzy, więc ciśniemy dalej.
Po 40-50 km przestaje padać, ale jest mokro, po kolejnych 50 jezdnia robi się sucha i wychodzi słońce. Między Wiedniem a Bratysławą zatrzymujemy się na tankowanie i ściągamy kondony (ja wkładam świeże suche gatki bo jazda z mokrymi jajkami nie fajna jest…) i już ich więcej tego dnia nie musieliśmy wkładać. Droga z spod Wiednia do Żiliny mija nam ekspresowo – średnia nam wychodzi ponad 120 km/h. Za Żiliną autostrada się kończy i… zaraz po wyjeździe z miasta zatrzymuje mnie słowacki policjant.
- Dobry deń, a za co to?
- Za richnost…
- Za richnost? Jak? Przecież jechałem 100 km/h na limicie 100 km/h…
- Tu tak, ale tam wcziesno bilo 80 km/h a u Pana bilo 104 km/h, kolega fotku zrobil…
- A mogę tą fotku zobaczyć?
- Możecie, ale to koszta 50 EUR…
- A bez patrenia 10 EUR będzie dobre?
- Da, no jedziecie, jedziecie…
Oby tylko takie mandaty były…
Dalej droga poprowadziła do Cadcy, gdzie zajechaliśmy zakupić trochę prezentów dla znajomych, z tego najważniejszy – Śliwowicę… Postanowiliśmy przejechać starym przejściem Skalite-Zwardoń. Od strony Słowackiej droga ma swój urok, bo ładne widoki, fajne zakręty, ale asfalt kiepski, jakiś remont studzienek kanalizacyjnych itd., za to po polskiej stronie SZOK! Ekspresówka dwa pasy w jedną stroną, gładziutki asfalt, fajne zakręty z jedną agrafką 180 stopni i tak aż do Żywca! Znowu pogoniliśmy maszyny, a mi się od Żywca włączył niebezpieczny tryb „adrenalina” i wyprzedzałem wszystko i wszędzie. Za Żywcem jeszcze telefon Roberta do Arka w Bielsku: „Co robisz? Jesteście w domu? Wpadniemy z Marcinem na nocleg, daj adres…”. W samym Bielsku remonty rozbroiły obydwa GPS-y w moim telefonie, w końcu jakiś lokalny tubylec polecił nam pojechać na zakazie ruchu remontowaną ulicą i mieliśmy trochę off-a. O 21:30 zaparkowaliśmy maszyny w garażu u Ani i Arka i mogliśmy sobie pogratulować – dzisiaj pękło dokładnie… 999 km i to bez nocnej jazdy!
Wieczór był świetny – domowe jedzonko, piwko, śliwowica, jakiś dymek... Serdeczne dzięki A&A za gościnę – zapisują sobie Wasz adres na mojej prywatnej mapie świata jako ciepły zakątek na południu Polski i z pewnością się tam jeszcze pojawię…:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
MaG
Marcin Gałązkiewicz
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 68 wpisów68 5 komentarzy5 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.09.2011 - 18.09.2011
 
 
09.09.2010 - 19.09.2010
 
 
07.07.2010 - 25.07.2010