Wyjątkowo wcześnie :) bo o 9:00 zjadamy śniadanie i już o 10:00 się wykwaterowujemy z Arenaria B&B. Z wszystkimi tobołami idziemy na miejską keję, gdzie stoi nasz Geronimo. Na pokładzie już są poznani w niedzielę Bartek i Jurek, po chwili przybywa ostatni załogant – Przemek. Mamy jeszcze jakieś 3h do wypłynięcia więc zostawiamy bagaże i całą naszą piątką (bez Magdy i Adama) spędzamy ten czas na plaży, a przede wszystkim w wodzie.
O 14:30 oddajemy cumy. Próba tankowania paliwa kończy się fiaskiem, bo jest sjesta i nie ma nikogo z obsługi (a samoobsługowa niestety nie jest – Włosi szanują swoje miejsca pracy, choć do samej pracy garną się raczej niechętnie…), więc płyniemy już prosto na miejsce naszego dzisiejszego postoju tzn. dzikiej zatoczce nieopodal Capo Caccia, gdzie stajemy na kotwicy. Wieczór mija nam na chill-oucie: zimne winko, delikatna muzyka serwowana przez Bartka, oglądanie spadających gwiazd… Jest pięknie, a fala kołysze nas w kojach do snu.