Geoblog.pl    MaG    Podróże    MotoMontenegro2011    Przez Madziaralandię i dalej...
Zwiń mapę
2011
06
wrz

Przez Madziaralandię i dalej...

 
Serbia
Serbia, Subotica
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 899 km
 
Po cichej i długiej nocy ozdobionej grzmotami i błyskawicami budzi nas zimny i mglisty deszczowy poranek. Deszcz leje ciągiem gdy się myjemy, zmienia się w mżawkę gdy jemy śniadanie i lekko kropi gdy zaczynamy pakować motocykle. Wygląda na to, że to już koniec deszczu, więc rezygnujemy z przeciwdeszczówek i ruszamy ku przygodzie. Początek to reszta serpentyn trasy Poprad – Roznava, po mokrym asfalcie pokonujemy je nieco bardziej zachowawczo, ale ponieważ opony trzymają to w każdy kolejny zakręt nieco wchodzimy nieco śmielej.
Po zjechaniu z gór kierujemy się dalej na Tornalę, gdzie odbijamy w lewo w kierunku granicy z Węgrami.
Wioski od granicy SK/HU ciągną się kilometrami, ich mieszkańcy niefrasobliwe parkują auta centralnie na jezdni, wysiadając na jej środek w najmniej spodziewanym momencie, więc podróż idzie nam opornie. W Gózd robimy mały nalot na toaletę miejscowego urzędu gminy. Po wizycie Bobera, a potem dziewczyn Pani urzędniczka na pewno do dzisiaj jest przekonana, że:
a) Kosmici naprawdę istnieją,
b) poruszają się dziwacznymi pojazdami na dwóch kołach,
c) gadają dziwnym niezrozumiałym językiem,
d) do jakichś niecnych celów potrzebują ich urzędniczych toalet…
Jeszcze kolejne kilkanaście km niekończącej się węgierskiej wsi i wreszcie wjeżdżamy w las i zaczyna się zaskakująco interesująca i kręta droga wiodąca nas przez 3 kolejne wzgórza, która dziesiątkami winkli doprowadza nas do Egeru. W Egerze stajemy na stacji SHELL, gdzie z rozpaczą dowiadujemy się, że ekspres do kawy nie działa… Co za kraj! Nie dość, że gadają jakby mieli folię aluminiową w gębie, gazeta kosztuje jakieś grube tysiące ich „bałaganów”, krajobraz nudny do bólu to jeszcze kawy nie mają na stacji benzynowej. Nie wiem, który to już raz Węgry napawają mnie niechęcią. Opuszczamy brzydki i niegościnny Eger i bardzo bocznymi dróżkami (prowadzi nas nawigacja Złotego i Jacy) pokonujemy kolejne kilometry pół słonecznikowych i kukurydzianych. Mijamy Szolnok i wreszcie przed Szeged stajemy w przydrożnej karczmie zwanej „csardą” na późną obiado-kolację.
Porcje mięsa nas rozwalają, nie jesteśmy po niech w stanie nawet kurtki zapiąć, a co dopiero wsiąść na motocykl. Podziwiamy przelatujące na niskich pułapach myśliwce, helikoptery – w pobliżu jest wojskowe lotnisko, na którym chyba trwają jakieś ćwiczenia. W końcu zmuszamy się do dalszej drogi w kierunku Serbii. Zachód Słońca spędzamy na przejściu granicznym HU/SRB. Za przejściem zjeżdżamy w bok na Suboticę i już po ciemku docieramy nad jezioro w Palić. Pierwsze podejście do noclegu nie napawa optymizmem – czterogwiazdkowy hotel za 30EUR od osoby, ale po kolejnych 20 minutach znajdujemy kwaterę po 10EUR od osoby po drugiej stronie jeziora.
Za nami 440 km po naprawdę bocznych drogach. Jak na razie założenie omijania autostrad działa i w sumie się sprawdza. Wieczorem spacer na brzeg jeziora, gdzie rzutem na taśmę (część ekipy już chciała wracać na kwaterę) znajdujemy barek z piwem i miękkimi fotelami na samym brzegu jeziora.
W butelce zimne piwo, po drugiej stronie jeziora oświetlona promenada, nad głowami gwiazdy, przed nami dopiero najlepsza część wyjazdu. Jest doskonale…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
MaG
Marcin Gałązkiewicz
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 68 wpisów68 5 komentarzy5 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.09.2011 - 18.09.2011
 
 
09.09.2010 - 19.09.2010
 
 
07.07.2010 - 25.07.2010