Geoblog.pl    MaG    Podróże    MotoMontenegro2011    O dziwacznych "pierogach" i krzesaniu iskier...
Zwiń mapę
2011
07
wrz

O dziwacznych "pierogach" i krzesaniu iskier...

 
Czarnogóra
Czarnogóra, Žabljak
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1055 km
 
Pobudka zarządzona wczoraj na 7:30, potem szybkie pakowanie i po chwili już jedziemy przez Suboticę – miasto nas nie zachwyca, ale Serbowie traktują je trochę jak kurort, na co ma wpływ leżące tuż obok Jezioro Palickie, nad którym spaliśmy. Woda w jeziorze podobno nie jest pierwszej czystości, ale nad jego brzegiem rozlokowane są liczne hotele, ośrodki campingowe i kompleksy basenów odkrytych.
Szybkie śniadanie na stacji OMV w Suboticy. Mina Pana z obsługi stacji, gdy podjechaliśmy czterema Vstromami – bezcenna. Widać było, że w swoich marzeniach już odjeżdża razem z nami w dalekie południowe kraje… 
Mimo natrętnych znaków drogowych udaje nam się nie wjechać na autostradę i równoległą do niej drogą 22-1 docieramy do Novego Sadu. Widok z mostu na Dunaj robi wrażenie, zaraz za nim wjeżdżamy w pasmo wzgórz zwane Fruszka Góra, które są objęte obszarem Parku Narodowego pod tą samą nazwą. My parku nie zwiedzamy, ale wyrastające na ciągnącej się od Egeru równinie pasmo górskie pokonujemy niesamowicie pokręconą drogą – dwupasmowe agrafki w górę i w dół. Ponieważ aktualnie poprowadzony jest tędy jakiś objazd na Belgrad to ruch jest makabryczny, a najlepsze są TIR-y nie będące w stanie jechać pod górę szybciej niż 5km/h. Na szczęście motocyklami wyprzedza się nieco sprawniej i po kilkunastu minutach walki jesteśmy na w miarę wolnej drodze przed całym sznurem zawalidróg.
Mijamy miejscowość Ruma, za nią objazd na Belgrad odchodzi w lewo i nasza trasa się mocno wyludnia. Nudne proste uatrakcyjnione są niezapowiedzianymi „rowami” poprzecznymi w asfalcie – drogowcy wycięli stary asfalt na jakieś 15cm i zostawili wolne miejsce na nowy. Kilka razy mijamy takie niespodzianki lewym pasem, wjazd kołem w taką 0,5 metrową wyrwę mógłby się skończyć tylko efektowną ewolucją rodem z Red Bull X-Fighters…
Za miejscowością Sabac kończą się nudne równiny i zaczynają górki, a z nimi co??? No oczywiście, że zakręty. Droga jest świeżo położona, asfalt jak dywan, szerokie pobocza, wyraźnie linie, pięknie wyprofilowane szybkie zakręty i praktycznie zero samochodów. Czujemy się jak zawodnicy MotoGP na torze Laguna Seca i nie zastanawiając się nadmiernie nad obowiązującymi ograniczeniami ciśniemy ostro do przodu. Prędkości mocno nieprzepisowe…
Na oparach benzyny docieramy do Valjewa, gdzie zalewamy nasze rumaki na swojskim Lukoilu. Na stacji podjeżdża do nas lokalny bajker na jakimś street fighterze, pyta skąd jesteśmy, czy wszystko OK. z motocyklami i czy nie potrzebujemy jakiejś pomocy, bo jakby co to on i lokalny klub chętnie nam jej udzielą. Miły gest, dziękujemy, chwilę gadamy skąd dokąd, pokazuje kciuk do góry słysząc „Czarnogóra, Żabljak”, czyli chyba będzie fajnie…
Za Valjewem droga wspina się w góry, więc mamy kolejne okazje do pozamykania opon, ale początkowo gładki asfalt robi się nieco dziurawy, do tego w wielu miejscach leży na jezdni żwir, który gubią wywrotki jeżdżące do leżącego przy tej trasie kamieniołomu – żwirowiska. Zakręty wcale nie chcą być z tego powodu łagodniejsze, w efekcie Złoty zalicza jedną „podpórkę” nogą w stylu toru motocrossowego, takie rzeczy na 300 kg potworze potrafią tylko Złoty i Chuck Norris. 
Ja zaliczam uślizg tylnego koła, którego kręcąca filmik Ania chyba nawet nie zauważa. Po drodze wyprzedzamy nawiedzonego Francuza na oldtimerze z wózkiem bocznym, ten to się chłop narobi w ciasnych zakrętach…
Jest już prawie 15:00, a my od lichego „śniadania” na OMV nic nie jedliśmy, więc zaczynamy szukać jakiegoś baru z żarciem. Stajemy przy jednym mocno lokalnym barze, gdzie Pan zapytany o coś do jedzenia pokazuje nam resztki upieczonej kozy leżące pod bawełnianą szmatą na kredensie. Ania nawet odważnie próbuje kawałek i twierdzi, że jest smaczne, ale miny reszty ekipy mówią jedno „Uciekajmy stąd!!!”  Przy wejściu suszy się jeszcze skóra tej biednej kozy…
Wreszcie na przełęczy Bukovi (761 m n.p.m.) trafiamy do leśnego baru, gdzie Pani proponuje nam „lepjeni so sunkom i sirom”. Nie wiedzieć czemu wszystkim słowo „lepjeni” kojarzy się z pierogami, więc zamawiamy po porcji pierogów dla każdego. Jakież było nasze zdziwienie, gdy Pani przyniosła nam po wielkiej ciepłej bule wypełnionej roztopionym słonym serem zwanym kajmakiem i szynką z rodzaju tych dojrzewających (taka lokalna wersja prosciutto czy prsuta). Potem już wiedzieliśmy, że lepjeni to duże bułki… Zresztą całkiem smaczne, a na pewno sycące, do wieczora wszyscy głód mieli z głowy.
Z knajpy ruszamy o 15:30 mając nadal ok. 260 km przez góry do Żabljaka, gdzie dzisiaj powinniśmy nocować. Kolejne dziesiątki zakrętów, w tym serpentyn i jesteśmy w kolejnym mieście Użice. Tutaj światła i spowolniony miejski ruch dają nam się znowu we znaki. Pisałem, że jest ciepło? No więc jest… Od rana lampa konkretna, termometry przy drodze pokazują temperaturę powietrza od 24 do 29C… Kolejny odcinek drogi do Pripolje pokonujemy „na śpiocha”, Ania centralnie kima na tylnim siedzeniu dziobiąc mnie co chwila swoim kaskiem, a i mi się na zmianę raz lewe, raz prawe oczko przymyka. Nie no, tak się nie da, zjeżdżamy na parking i zapodajemy kawkę, zimną colę i trochę gimnastyki. Zaraz za Pripolje skręcamy w boczną drogę, która ma nas wg mapy zaprowadzić przez góry do granicy z Czarnogórą. Kilkanaście kilometrów wspinaczki po niczym nie zabezpieczonej krętej górskiej dróżce i jesteśmy na przełęczy Jabuko (1250 m n.p.m.), gdzie znajdujemy kameralne przejście graniczne. Odprawa celna jest dość szczegółowa, łącznie ze sprawdzaniem czy skanowanie dowodów rejestracyjnych naszych maszyn, ale po kilkunastu minutach możemy sobie już w komplecie zrobić zdjęcie pod tablicą witającą nas w magicznym Montenegro…
W zachodzącym szybko słońcu zjeżdżamy z gór w dolinę do Plevlji, którą przejeżdżamy już tylko w świetle naszych reflektorów. Dookoła nas na ciemniejącym niebie widać poszarpane szczyty wysokich gór, przed naszymi kołami kręta jak kiszki węża droga przez las, połoniny, znowu las, a całość scenerii ozdobiona światłem księżyca zbliżającego się do pełni. Kolejne kilkadziesiąt kilometrów nocnej jazdy przez Czarnogórę zostanie we mnie na zawsze, to była jazda jak w transie. Nawigowałem się na świecące przede mną tylne światło Złotego, dalej z przodu migało światło prowadzącego nas Jacy, a w lusterkach na nielicznych prostych pomiędzy setkami zakrętów migały mi światła jadących z tyłu Bobrów. Podnóżki wielokrotnie szlifują po asfalcie, nawet nie myślę, co by było gdyby na zakręcie leżał piach. Ciśniemy 100-120 km/h, dohamowując czasami nawet do 15 km/h, żeby zebrać agrafkę i znowu pełny ogień. Orgazm na motocyklu! Prowadzący nas wtedy Jaca, powiedział kilka dni później gdy przejechaliśmy spory kawałek tej samej trasy za dnia, że gdyby widział te przewyższenia na zakrętach to jechałby o 40 km/h wolniej…
Po drodze mijamy słynny most na rzece Tara, wrócimy na niego jeszcze za dnia, dalej w świetle księżyca i gwiazd widzimy przedziwne „łąki” z kosodrzewiną przez które prowadzi droga. Jest zajebiście, najlepsza nocna jazda mojego życia…
Do Żabljaka docieramy po 20:00, chwilę szukamy jakiegoś noclegu w samym mieście, ale po 30 minutach trafiamy dzięki osobistemu wdziękowi Jacy i wiedzy Pani z biura turystycznego na zaplanowany wcześniej EKOCAMP Kod Boce Razvrsje. Kemping polecili mi Robson z Kaśką, którzy byli tu raptem 1,5 miesiąca przed nami. Za 5 EUR / osobę bierzemy cztery 2-osobowe „domki” – właściwie są to „drewniane namioty”, w środku mieszczą się tylko dwa łóżka, ale jest sucho i ciepło… Właśnie, zapomniałem dodać, że na zewnątrz jak tylko zaszło słońce temperatura zaczęła gwałtownie spadać i teraz mamy już może 12C, po drodze było barrrrrdzo ziiiimmmmnnnnoooo. Nie bez znaczenia jest fakt, że Żabljak leży na 1526 m n.p.m., a nasz Ekokamp jeszcze z 50-100 m wyżej.
Rozpakowujemy motocykle i już na lekko, ale za to ciepło ubrani jedziemy na jakąś kolację do centrum Żabljaka. Najpierw chcemy się zintegrować z grupą wcześniej wypatrzonych motocykli, wśród których Bober ze Złotym wypatrzyli nowego Vstroma, ale są w jakimś zamkniętym bramą hotelu. Zajeżdżamy więc do innego hotelu, gdzie Justyna sprawdzała ceny noclegów i tam trafiamy na świetną regionalną karczmę, w której bardzo miły kelner serwuje nam gigantyczne porcje lokalnych specjałów. Tutaj dygresja – zdecydowana większość kelnerów w Czarnogórze jest śmiertelnie poważna. Wykonują swoje obowiązki należycie, ale bez uśmiechu, wręcz z miną gościa żującego na co dzień pszczoły. Nie wiem na czym to polega, ale zapadło mi to w pamięć, nawet w lokalnym przewodniku promującym kraj dla turystów zwracają uwagę na to, żeby nie obawiać się kelnerów grających „twardzieli”... Nasz kelner był jednak miły i uśmiechnięty, więc kolacja była bardzo przyjemna. Lokalna kuchnia to przede wszystkim mięso, więc takie też dania lądują przed 22:00 w naszych żołądkach zapijane piwem (w MNE jest limit 0,5 promila czyli liberalnie), odkrywamy też cudowną sałatkę zwaną „szopska”, ale raczej nie mającą nic wspólnego z „szopską” znaną u nas. Pomidory, ogórki, papryka, cebula + lokalny ser (w górach kozi słony trochę jak nasz oscypek, na wybrzeżu zbliżony do fety) składają się na przepyszną mieszankę, mniam mniam…
Już po 22:00 wracamy na Ekocamp zahaczając po drodze o sklep spożywczy. Wieczór kończymy w oświetlonej wiacie na kempingu przy kilku butelkach lokalnego czerwonego wina – Vranaca. Para z ust leci, ale głowy gorące po wrażeniach z dzisiejszego dnia. Za nami kolejne 540 km.
Naszą miłą pogawędkę przerywa ok. 23:30 jakiś Polak z jedynego „nie naszego” domku wokół wiaty, który grzecznie prosi o ciszę, bo oni jutro o 5:00 wyjeżdżają… Co za naród cierpiętników, zamiast wyspać się przed drogą jak ludzie to będą się zrywać zaraz po wschodzie słońca. Nie ma to jak przejechać 2000 km i dostać ochrzan od rodaka. Po północy rozchodzimy się do naszych chatek…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
MaG
Marcin Gałązkiewicz
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 68 wpisów68 5 komentarzy5 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.09.2011 - 18.09.2011
 
 
09.09.2010 - 19.09.2010
 
 
07.07.2010 - 25.07.2010