Dzisiaj po strategicznej dyskusji podczas śniadanka na tarasach decydujemy pojechać na objazd Jeziora Szkoderskiego (po jego czarnogórskiej stronie).
Pierwszym punktem na trasie jest Stary Bar – ruiny miasta z X-XI wieku rozłożone na wzgórzu u stóp potężnego masywu Rumija (1593 m n.p.m.) są naprawdę urocze. Pomimo panującego upału (37? 38C?) spędzamy z pół godziny chodząc pomiędzy ruinami domów, wspinając się na wieżę twierdzy, zwiedzając pozostałości klasztornych lochów. Po powrocie na parking znajdujemy dwa motocykle z Polski, ale bajkerów nie spotkaliśmy.
Ze Starego Baru jedziemy górską drogą w kierunku na Virpazar po drodze zatrzymując się przy białym obelisku niewiadomego przeznaczenia oraz w jeszcze jednym miejscu widokowym po przekroczeniu gór. Droga sprawia wrażenie nieuczęszczanej – wyrwy w jezdni, wyrastające z dziur w asfalcie krzaki, zarośnięte totalnie znaki drogowe, pojawiające się znienacka odcinki szutrowe w miejscach gdzie wiosenne roztopy pozabierały asfalt są tego dowodami. Jest strasznie gorąco i niestety temperatura wraz ze wzrostem wysokości rośnie zamiast spadać.
Wreszcie docieramy do Virparazar, gdzie stajemy na kawę, sałatkę szopską i lody. Niefortunnie zrzucam na parkingu swój kask z motocykla na ziemię, w wyniku czego wizjer się lekko odkształca. Niestety taki już pozostanie na zawsze, a mi to humoru nie poprawia. No Vstrom, zapamiętam to sobie, przyjdzie kryska na matyska…
Dalsza cześć wycieczki to jazda drogą wzdłuż brzegów Jeziora Szkoderskiego. Widoki i sama droga są niesamowite – poprowadzona jest ona wysoko ponad brzegiem jeziora po pólkach skalnych, jest wąska, z kiepską nawierzchnią i co jakiś czas spotykamy jadące z naprzeciwka auta. Kręcimy filmy, robimy foty w czasie jazdy, kilka razy stajemy w miejscach widokowych. W końcu docieramy do wioski Ostros, skąd kierujemy się na jakąś przełęcz 916 m n.p.m., z której roztacza się przepiękna panorama na zielone wzgórza po albańskiej stronie granicy. W oddali widać zabudowania Szkoderu.
Na wzgórzu szybka sesja off Bobra i Złotego i lecimy w dół w kierunku Baru.
Po drodze dwukrotnie przejeżdżamy przez cudownie zielony i chłodny las, sprawiający wrażenie dżungli, świetna przerwa w całodziennym skwarze. Dalej górskim skrótem do Baru i przed zachodem słońca parkujemy na kwaterze. Ostatnie promienie słońca łapiemy już na plaży, mocząc się w ciepłej i słonej wodzie Adriatyku.
Wieczorem trafiamy do czeskiej (!?) knajpy ze świetnymi rybami i owocami morza. Wieczór kończymy u nas na balkonie. Rozpędzam „imprezę” usypiając na krześle na tarasie…